Obiecałam - nasze okienne zamieszania - z różnych pór roku, okazji, nastrojów.
Uwielbiam czystość tafli szyb - dlatego cierpię, bo u nas często nie są idealne.
Dlatego nie lubię zasłaniać okien. Nasz dom stoi prawie 40 metrów od drogi, co mnie bardzo cieszy.
Dużą frajdę sprawia mi spontaniczna zmiana tego, co na oknach, jeśli tylko pojawi się wena.
Wtedy muszę już, teraz, od razu.
Nie ma mowy o wyjeździe do sklepu z firanami, dokładnym pomiarze, a już zupełnie o szyciu gdzieś u kogoś, u krawcowej.
Cierpliwość nie jest moją mocną stroną, a w przypadku dekorowania okien śmiem stwierdzić, że w ogóle nie ma o niej mowy.
Kule na gałęzi - inspirowane oczywiście cotton ball lights'ami.
U mnie w wersji unplugged:)
Zimą białe. W październiku tego roku - pomarańczowe.
Kule są ze steropianu, kupione za grosze przez internet.
Otulone wełną.
Gałązka wisi na sznurku, a tegoroczna na skrawkach materiału, który został po wykrojeniu zasłon.
Można na szerokich wstążkach lub taśmach.
Zawieszam po prostu na karniszach.
Trochę idę po bandzie, ale...bardzo lubię nasze okienne próby.