Jestem mamą z jednym kolczykiem.
Drugi w kieszeni, bo nie zdążyłam założyć.
Z nieskończonym makijażem - rzęsy maluję rano w aucie, w drodze do pracy, jedną ręką, potrafię już nawet nie patrząc w lusterko.
Kiedyś - też dopiero w pracy - zorientowałam się, że moja jedna skarpetka jest bardziej beżowa od drugiej.
(W sumie to pikuś przy mojej koleżance - singielce! - która przyszła w dwóch takich samych butach, ale ubrała jeden z pary niebieskiej, a drugi z czarnej...)
Generalnie poruszam się truchtem lub biegiem, dopiero gdzieś między 16-16:30 człapię...
z auta do drzwi domu...
...żeby po 16:30, gdy dzieci rzucą mi się na szyję, co jest jednym z najcudowniejszych momentów dnia, znowu przyspieszyć.
Nie daj Boże usiąść po 21: 00 - zsuwam się lekko albo oficjalnie kładę i przykrywam kocem, a w głowie szybki update - okazuje się, że WSZYSTKO da się przełożyć na później, na jutro, na "byle nie teraz":)
Zastanawiam się jak to robią te dokończone Inne Mamy, które od samego rana mają zadbane, uczesane włosy, chodzą wolnym krokiem, leniwie kiwają swoim dzieciom na pożegnanie, są kompletnie ubrane, czyt. mają na sobie kurtkę/płaszcz, bo nie jest im tak gorąco, jak mi. Ja biegam w bluzce nawet w chłodne dni.
One mają na sobie szpilki. Ja płaskie, bardzo płaskie półbuty.
Mam wrażenie, że kula ziemska pod ich stopami kręci się w zwolnionym tempie.
Na pewno duuużo wolniejszym od mojego.
Ale i tak zdążę złapać dokładnie 4 buziaki od Marysi, tzn. w sumie 6 - dwa przed odwieszeniem jej rzeczy na piętrze i cztery przed ostatecznym wyjściem z przedszkola. Zdążę zajrzeć jeszcze szybciutko przez okno, czy Janek nie ma brody w kształcie podkówki, drżącej i w razie słabości gotowej do płaczu.
Zdążę zauważyć, że znowu opadło więcej liści wzdłuż 4-kilometrowej alei, którą pokonuję co rano.
Jadę szybko, maluję te rzęsy, ale kątem oka wychwycę, że przed kilkoma domami wystawiono już dynie!
W trójce usłyszę piosenkę dnia, grają kilka minut przed ósmą - gdybym ciągle nie była spóźniona - o tylu pięknych piosenkach nie miałabym pojęcia!
Popołudniu dzieci ściskają mnie z miłością ogromną - mamusiu, jesteś kochana.
Mamusiu, jesteś piękna!
Tatusiu widziałeś? Mamusia już nie ma brzuszka!
(a jeszcze w zeszłym roku Marysia patrząc właśnie na mój brzuch pytała, czy będziemy mieli nowego dzidziusia...przypomnę, że Janek ma 3 lata..)
Kochają mnie, nawet z jednym kolczykiem.
(W sumie to pikuś przy mojej koleżance - singielce! - która przyszła w dwóch takich samych butach, ale ubrała jeden z pary niebieskiej, a drugi z czarnej...)
Generalnie poruszam się truchtem lub biegiem, dopiero gdzieś między 16-16:30 człapię...
z auta do drzwi domu...
...żeby po 16:30, gdy dzieci rzucą mi się na szyję, co jest jednym z najcudowniejszych momentów dnia, znowu przyspieszyć.
Nie daj Boże usiąść po 21: 00 - zsuwam się lekko albo oficjalnie kładę i przykrywam kocem, a w głowie szybki update - okazuje się, że WSZYSTKO da się przełożyć na później, na jutro, na "byle nie teraz":)
Zastanawiam się jak to robią te dokończone Inne Mamy, które od samego rana mają zadbane, uczesane włosy, chodzą wolnym krokiem, leniwie kiwają swoim dzieciom na pożegnanie, są kompletnie ubrane, czyt. mają na sobie kurtkę/płaszcz, bo nie jest im tak gorąco, jak mi. Ja biegam w bluzce nawet w chłodne dni.
One mają na sobie szpilki. Ja płaskie, bardzo płaskie półbuty.
Mam wrażenie, że kula ziemska pod ich stopami kręci się w zwolnionym tempie.
Na pewno duuużo wolniejszym od mojego.
Ale i tak zdążę złapać dokładnie 4 buziaki od Marysi, tzn. w sumie 6 - dwa przed odwieszeniem jej rzeczy na piętrze i cztery przed ostatecznym wyjściem z przedszkola. Zdążę zajrzeć jeszcze szybciutko przez okno, czy Janek nie ma brody w kształcie podkówki, drżącej i w razie słabości gotowej do płaczu.
Zdążę zauważyć, że znowu opadło więcej liści wzdłuż 4-kilometrowej alei, którą pokonuję co rano.
Jadę szybko, maluję te rzęsy, ale kątem oka wychwycę, że przed kilkoma domami wystawiono już dynie!
W trójce usłyszę piosenkę dnia, grają kilka minut przed ósmą - gdybym ciągle nie była spóźniona - o tylu pięknych piosenkach nie miałabym pojęcia!
Popołudniu dzieci ściskają mnie z miłością ogromną - mamusiu, jesteś kochana.
Mamusiu, jesteś piękna!
Tatusiu widziałeś? Mamusia już nie ma brzuszka!
(a jeszcze w zeszłym roku Marysia patrząc właśnie na mój brzuch pytała, czy będziemy mieli nowego dzidziusia...przypomnę, że Janek ma 3 lata..)
Kochają mnie, nawet z jednym kolczykiem.
No, ja się nie dziwię, że nawet z jednym :) Mama z takim uśmiechem to skarb.
OdpowiedzUsuńJa dokładnie nad tym samym się ostatnio zastanawiałam. Nad tym moim pospiechem. Bo przecież można wolniej. I widzę dookoła, że doba tych " na wolniejszych obrotach" jest jakby dłuższa. A z pewnością spokojniejsza i jakby bardziej świadomie przeżyta. Tylko jak to zrobić? Jaka jest recepta na to "zwolnienie"? Obiecuję sobie, że od jutra będzie spokojniej, delikatniej, na głębszym wdechu i.... znów to samo. Dni pędzą jak szalony pociąg... Pozostaje mi mieć tylko nieśmiałą nadzieję, że jest to kolej transsyberyjska. I że jeszcze zdążę nacieszyć się życiem. Później, potem. Tylko ten dreszcz pod skórą: a co, jeśli nie.... ?
Aż ja ten dreszcz poczułam! Dlatego też powtarzam sobie ciągle - wolniej! No ale jak to przy nich i w obecnych czasach zrobić? Chyba trzeba przeczekać mimo wszystko ten dziecięcy czas, ale nie zapominać o sobie. I o Nim:)
OdpowiedzUsuńJa jestem tą drugą mamą, w dwóch kolczykach, na szpilkach, z idealnie gładkimi włosami, w żakiecie i wąskiej spódnicy... nie da się wolniej,choć dziecię duże,makijażu nie robię, ale ciągle jest coś ważniejszego od ważnego, więc czasami też padam na kanapie..na 5 min, robi się godzina albo dwie i odpuszczam te ważne, ważniejsze.. zastanawiam się jakby te szpilki zamienić na coś płaskiego... a potem zryw i w kółko to samo, odpoczniemy potem... serdeczności
OdpowiedzUsuńAniu, i pomyśleć, że kiedyś myślałam o sobie, że ja jestem i zawsze będę tą, która dobiera garderobę dzień wcześniej, do tego biżuterię, apaszki. Mam nadzieję, że pomału uda mi się dogonić samą siebie:) pozdrawiam!
UsuńHa znam to . Moim hitem jest wyjazd na tydzień na targi. Pakowałam się o 5 rano bo wcześniej nie zdążyłam. Hmmm wzięłam szpilki, czarne ale dwie różne a na domiar złego miały inną wysokość obcasa. Po jednym dniu się poddałam i poleciałam do sklepu kupić buty. Ostatnio trochę zwalniam :-) z nadgwiezdnej do dźwiękowej
OdpowiedzUsuń