środa, 8 października 2014

rachunek sumienia wrześniowym wieczorem...

Czasem przydałoby mi się mieć przy sobie notes i ołówek, choćby zawieszony na szyi, wciśnięty w kieszeń. Do zapisania wszystkich tych myśli niecierpliwych.

Tamtego wieczoru szczęśliwie dla mnie - leżał na stole, zeszyt, z różowym pelikanem na okładce.
Tak rzadko piszę ręcznie!
Cytuję:

"22.09
Późny już wieczór, ja słabiuteńka po turbo treningu. Kondycja kiepska, siódme poty.
Prysznic. Kosmetyki. W domu cisza senna.
I wtedy właśnie przyszła ta myśl, którą muszę zapisać choćby...w zeszycie, trzęsącą się po ćwiczeniach ręką.
Odzwyczajoną od ręcznego pisania. O zgrozo!

A gdyby tak.....usiąść sobie z Marysią w łazience i pokazać Jej moje kosmetyki, pobawić się, wziąć lakier do włosów i piankę, położyć na Jej małej doni białą piankową kulę. Rany jak ja rzadko ich używam! Córcia właściwie tego nie zna:)
Pomalujemy razem paznokcie, wklepiemy w ramiona i nóżki balsam pachnący orzechami. Tak mało zna mnie od tej strony. Wie, że się maluję, że nie pozwalam bawić tuszem, że okrągłe pudełko z brązowym czymś i lusterkiem było drogie i nie można się nim bawić, a różowe cienie świecą się na jej policzkach.
Owszem, jest mała, a ja jestem przeciwniczką kolorowych paznokci u przedszkolaczki.
Ale - trudno w sumie wyznaczyć wiek, od którego zaczyna się być płcią piękną, kiedy następuje przejście od bycia dzieckiem, do bycia dziewczynką, a potem kobietką.

No tak, bo co ja Jej właściwie pokazuję?
Nerwy, krzyk, czasem mój bezsilny krótki płacz.
Pośpiech, gonitwę, niezadowolenie.
A ona, i on, myślą, że to z ich winy.
W sumie, no to DZIĘKI temu, że są, ale przecież - no właśnie.
Niemal codziennie wykrzykuję, że mam dość, że nie mogę wytrzymać już, że nic nie mogę przy nich zrobić. 
Wypisuję na blogu piękne frazesy, że chcę być inspiracją, że chcę zbudować więź, że mają czuć się bezpiecznie... I co?
Musiałabym się nagrać, krótki filmik z mamusią w akcji:) Zobaczyć swoją minę, ruchy, usłyszeć ton głosu, decybele...
Wiem, że teraz kochają bezgranicznie i bezwarunkowo, ale za dzień, dwa, zaczną porównywać, szukać poznawać i okaże się, że mogłabym trochę się zmienić, że inne mamy, kobiety...


Wolniej. Na początek wolniej. Zatrzymywać się, fizycznie, na małe chwilki.
Krok drugi - ciszej. Sama przecież mówię i wymagam: używaj uszu i oczu. Buzia niech odpocznie.
Słuchać.
Poczekać.
Usłyszeć.
I jeszcze chwilkę odczekać, zanim otworzę usta i coś powiem.
Na początek to tyle. Prawdziwe wyzwanie.
Wolniej i ciszej.
Zatrzymać się, patrzeć i słuchać.
Amen."

No pięknie. Sama do siebie się teraz uśmiecham, bo przepisując ten tekst z zeszytu zdałam sobie sprawę, że zdążyłam już o nim zapomnieć! O tym, że mam wolniej i ciszej. Tak więc - skoro tekst na blogu, będę do niego wracać często. Przypominacz. I te usta moje zamknięte...ech...



2 komentarze:

  1. Wstrzymałam oddech podczas czytania. To o mnie! Ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj w klubie:)
      A tekst chyba wydrukuję i powieszę na lodówce, nad biurkiem, przy lustrze w łazience...aż nauczę się na pamięć tego "wolniej, ciszej...":) pozdrawiam!

      Usuń