piątek, 18 marca 2016

nie publikować - z nie-dedykacją dla E.

Ten wpis znalazłam w czeluściach moich roboczych i próbnych postów.
Nie miał ujrzeć światła dziennego. Ze wstydu. Za te niepopularne myśli, nieidealny obraz. Udało mu się przeleżeć po cichutku niemal cały rok.
I w tej cichości by pozostał, gdyby nie moja koleżanka, cudowna mama dwójki chłopców. Mama zapracowana i bardzo podobna do mnie. Idealnie, równo o 8:08 wjeżdżamy na pracowniczy parking.
A niedawno, spiesząc się do przedszkola, szkoły, pracy... wjechałaby samochodem pod koła ciężarówki.
Skąd ja to znam? Sama kiedyś nie zatrzymałam się na stopie.
Kochana - to, co czujesz, jest normalne. Nie jesteś sama.
Ja, na szczęście, takie skrajności mam już za sobą, ale różowo nie było mi wiele razy w poprzednich latach...


maj 2015
nie publikować!


Nie opublikuję tego.
Ale źle mi.
Smutno jakoś. Każdy ranek to koszmar Przebiegam między nimi półmaraton i mam dość już o 7:30.
Wtedy wychodzą a ja wpadam w panikę.
Co ubrać?
Dlaczego włosy znowu dziwne, a pryszcz widoczny jak u 15 latki??????????
Dlaczego codziennie to samo??????
Tak, tak, wszędzie przeczytam, że jak się chce, to można.
Kiedyś sama to głosiłam, jak orędzie noworoczne. Wszystkim, którzy przy mnie narzekali i chcieli się wyżalić.
Ale sama jakoś przestałam w to wierzyć.
Może i można, ale jakim nakładem sił. wysiłków, prób i starań? Czy to ja jestem leniwa? Czy za dużo mam lub szykuję sobie do zrobienia?
Nic mnie nie cieszy, zrzędzę, stękam, popłakuję. Nie ma we mnie tej Ani sprzed, tej optymistki, rozmarzonej, uśmiechniętej zawsze.
Beztroskiej.
Czasu mniej, lat więcej, dzieci małe.
Ja tak nie chcę.
A gdzie jakieś marzenia?
Nawet pisać już nie mam kiedy, bo nie mam o czym. To znaczy miałabym, gdybym zdążyła je zapisać albo chociażby przemyśleć temat do końca. Bez przerw o siusiu, rozlanym czymś, albo ogromnej komarzycy czyhającej w przedsionku (Marysia reaguje paniką).

A życie jest takie piękne. Uwielbiam tą przejmującą muzykę, nieważne, czy instrumentalną, czy popową. Ważne, że pozwala mi przenieść się ponad drzewa, poza gminę:)
Ponad i za.
Odrywam się i jestem nagle zupełnie inną osobą. Z otwartymi oczami i marzeniami. Z nadzieją ogromną, bo jakże to bez niej? Ale zaraz....przecież to nadal ja.
Więc dlaczego tak mogę się różnić?
Skąd ta zdolność do popadania w skrajności?




Od tamtego maja zrobiłam kilka rodzinnych narad, zmieniłam pewne codzienne rytuały, kupiłam kilka drobiazgów, które ułatwiły mi codzienność, zmniejszyłam ilość zabawek, zaangażowałam dzieci do pomocy w domowych obowiązkach. I kupiłam sobie kilka sukienek:)
Idealnie jeszcze nie jest i chyba nigdy nie będzie, ale najważniejsze, że zrozumiałam, że jestem fajna i normalna. A emocje, czasem skrajne - owszem, męczą - ale mam prawo je mieć. Nie muszę chować ich pod poduszkę, nie musze udawać, że ich nie ma lub mieć wyrzuty sumienia z powodu gorszego dnia. Gorszy dzień, tydzień, może mieć każdy. Również ja, mój Mąż i dzieci. Dobrze, że pomiędzy nimi przydarza nam się całe mnóstwo tych lepszych, radosnych, udanych. I to one dają mi siłę i uśmiech. Uczę się relaksować i wymagać. I oczekiwać. I pamiętać o tym, żeby co jakiś czas, na koniec dnia usiąść wygodnie w fotelu, zapalić świece i... nic nie robić.


Kochana E. - nie dedykuję Ci tego tekstu. W zamian za to dedykuję Ci zapewnienie, że nie jesteś sama w tym trudzie dobrego wychowania dzieci, ogarnięcia pracy, poranka i własnego dobrego samopoczucia. Jesteś świetna, jedyna taka i Twoi najbliżsi kochają Ciebie właśnie taką, jaka jesteś.
Będzie dobrze. Coraz lepiej.
Mam tylko prośbę. Myśl o sobie. O tym, że Tobie się należy. Najbardziej!

2 komentarze:

  1. Aniu, doskonale to ujęłaś. Najważniejsze to pogodzić się ze sobą i przestać porównywać się do ideału kobiety. Matki doskonałej, wykutej z oczekiwań społeczeństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Ty pięknie to nazwałaś... "wykutej z oczekiwań społeczeństwa"...
      I to nie porównywanie się... i tak muszę to sobie ciągle przypominać:)

      Usuń